Recenzja Sezonu 3

Sex Education (2019)
Kate Herron
Ben Taylor
Gillian Anderson
Asa Butterfield

Niecnoty

Kolejne wątki wyłażą zza szkolnego winkla, przeszkody piętrzą się z szybkością przedwczesnej ejakulacji, a cała zabawa odbywa się na gruncie doskonale znanej formuły – tyleż sprawdzonej, co
Niecnoty
Nadciąga jesień. Stosy opadłych liści kitłaszą się pod stopami, a w sekwencji otwierającej trzeci sezon "Sex Education" kitłaszą się ludzie: w samochodach, w goglach VR, w przebraniach kosmitów, na perkusjach, w łóżkach, pod łóżkami, wszędzie, gdzie się tylko da (albo nie da). Różne kształty, kolory, preferencje, wielkości, orientacje. Jest to zaiste piękne sekspozytywne wprowadzenie do serii, a zarazem – obietnica nadmiaru. Tak, w nowym sezonie dzieje się dużo, może nawet za dużo. Kolejne wątki wyłażą zza szkolnego winkla, przeszkody piętrzą się z szybkością przedwczesnej ejakulacji, a cała zabawa odbywa się na gruncie doskonale znanej formuły – tyleż sprawdzonej, co miejscami zbyt chaotycznej, gwałtownie tnącej jedne, obiecujące linie fabularne na rzecz innych, nieco mniej uzasadnionych. 


W gąszczu nastoletnich potrzeb, obsesji i lęków – na płaszczyznach cielesności, relacji i uczuć – nie da się chyba inaczej. Ambicja serialu pozostaje ta sama: maksymalna inkluzywność przy jednoczesnym zachowaniu typowo brytyjskiej tragikomiczności. Dobrze ujął to Michał Walkiewicz w recenzji dwójki: pod "cienką warstewką lukru" skrywa się "przemyślana strategia dialogu z młodzieżą". Nie bójmy się tego powiedzieć – wciąż jest to coś egzotycznego z perspektywy polskiego systemu edukacji, który zaprogramowano na autorytarne wtłaczanie bogoojczyźnianej etyki (a)seksualnej. Co ciekawe, konserwatywny backlash – w przebraniu progresywnej merytokracji typu "otwartość i innowacje tak, ale tylko dla wybranych" – staje się jednym z motywów przewodnich trzeciego sezonu. Szkolny seksuolog Otis Milburn (Asa Butterfield) nie jest już przyczajonym onanistą, lecz człowiekiem z pierwszej ligi: uprawia niezobowiązujący (oczywiście – do czasu) seks z licealną gwiazdą Ruby Matthews (Mimi Keene), potrafi powiedzieć "nie" toksycznym zapędom Jean (Gillian Anderson), spija śmietankę sukcesów "tego dzieciaka od terapii", pogodził się nawet z utratą Maeve (Emma Mackey), która z kolei pogłębia swoją przyjaźń z Isaakiem (George Robinson). 

Po spektakularnym upadku dyrektora Michaela Groffa (Alistair Petrie) liceum Moordale wita nową szefową. Hope Haddon (Jemima Kirke) inauguruje rok szkolny z celebryckim przytupem: przedstawia się jako młoda, niezależna, doskonale wykształcona zwolenniczka równości i dialogu. Wietrzy duszny gabinet Groffa, chodzi po korytarzach i zagaduje uczniów, obiecuje zwalczać wykluczenie i stereotypy, tyle że jej otwartość to głównie sprytna PR-owa zagrywka obliczona na zerwanie z łatką "seksszkoły". Hope lubi cytować konferencje TED, ale jeszcze bardziej – korzystać ze starej politycznej reguły "dziel i rządź". Nowa sytuacja w szkole przekłada się więc na nieco inne rozstawienie akcentów fabularnych: w trzecim sezonie więcej jest kolektywnej walki z hipokryzją liberalnych instytucji i o ekspresję różnorakich tożsamości, a mniej – opowieści o erotycznych napięciach, strachach i podnietach. Serial – wybór to słuszny i zrozumiały – organicznie dojrzewa razem ze swoimi bohaterami. Siedemnastolatki nie pytają już przede wszystkim o masturbację czy antykoncepcję, ale chcą negocjować reguły społeczne, budować relacje oparte na wspólnocie emocji i wzajemnej opiece oraz leczyć siebie i świat z przemocowych naleciałości. Młodzi ludzie to w "Sex Education" ostateczny horyzont zdarzeń – ufa się im, pozwala rozwiązywać problemy, oddaje pełną autonomię i sterowność w myśl zasady, że własne stopy najlepiej widać z perspektywy głowy.


Niektórzy będą się oczywiście zżymać, że jest to wizja nadmiernie idealistyczna, czasami ocierająca się o panegiryzm czy szantaż emocjonalny. Sporo się w trójce płacze, monologi części bohaterów przypominają kserokopie gazetowej psychologii (kłania się Otis, ale to w końcu "starzec w ciele dziecka"), a terapia, w takiej czy innej formie, puchnie do rangi politycznego manifestu i uniwersalnego remedium na problemy z samotnością, odrzuceniem czy strachem przed odpowiedzialnością. Zdecydowanie więcej się jednak udało. Każdy patos czy laurkę prędzej czy później przełamuje zjadliwe poczucie humoru: dostaje się i białym feministkom z klas uprzywilejowanych, i czarnym poetom snobującym się na znajomość hermetycznych tekstów (tak, intelektualiści i wrażliwcy też robią kupę, patrz odcinek siódmy). Świetne jest pogłębienie i sproblematyzowanie relacji Erica (Ncuti Gatwa) i Adama (Connor Swindells), co poskutkowało wyswobodzeniem tego drugiego z roli naczelnego serialowego osiłka. Wątek osoby niebinarnej (Dua Saleh jako Cal Bowman) i akceptacji w związkach queerowych rozpisano przekonująco i pozostaje tylko czekać na jego rozwinięcie w następnym sezonie. Ścieżki kolejnych bohaterów przecinają się na różne nieoczekiwane sposoby, a jeśli coś umknęło albo uległo skróceniu – cóż, taki już urok młodzieżowej powieści w odcinkach. Czasami wszystkiego jest za dużo, innym razem wpis w pamiętniku urywa się w połowie zdania. 

Bo pomysł na Moordale od początku był właśnie taki. To nastoletni świat w pigułce, istniejący jakby poza określonym miejscem i czasem, oddający – w formie zarówno karykaturalnej, jak i poważnej – całe spektrum młodzieńczych doświadczeń z seksem, relacjami, tożsamością. Można się na niego wkurzać, można polemizować, można czuć zmęczenie jego lukrowaną powierzchnią, natomiast nie sposób nie oddać mu honoru – w młodym wieku nic tak nie zwalcza stereotypów, nie wklucza i nie uczy otwartości, jak dobra popkulturowa fantazja na temat życia. No dobra, może tylko więcej zakazów, nakazów i "cnót niewieścich", przeciw którym można się bez opamiętania buntować. Zachęcam. 
1 10
Moja ocena serialu:
8
Publicysta, eseista, krytyk filmowy. Stały współpracownik Filmwebu, o kinie, sztuce i społeczeństwie pisze dla "Dwutygodnika", "Czasu Kultury", "Krytyki Politycznej", "Szumu" i innych. Z wykształcenia... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Sex Education
Kolorowe banery reklamujące kolejny sezon serialu "Sex Education", które wykwitły przed tygodniem, nie... czytaj więcej
Recenzja Sex Education
Miłość – jakie to wspaniałe uczucie, jakie wspaniałe słowo, jaka wspaniała rzeczywistość. A jak bardzo... czytaj więcej